Komentarze: 1
Niedbale otwieram prostokatna paczke,
losujac jednego z dwudziestu ubitych listkow.
Leniwie siegam po szklane naczynie,
wypelnione jasnozlotym musujacym roztworem.
Rozswietlam krotki patyczek zakonczony
mala, kolorowa, niepozorna glowka.
Posiekany listek ubity w kawalek papieru
zaczyna rozpalac sie zoltym migoczacym lsnieniem.
Babelki jasnozlotego napoju rozrywaja sie w przelyku,
napelniajac mnie chwilowym uczuciem ukojenia.
Siedze sam w kącie, przy naroznym stoliku,
popijajac ktores z rzedu piwo, juz nie licze.
Przypalam entego papierosa, dym w oczy gryzie.
Ludzie przychodza, siedza, wychodza,
muzyka leci, potem nowa, i ta sama znowu.
Dziwnie wygladac musze sam przy stoliku,
siedzac juz tyle czasu, badajac dziury w stole.
Rozne mysli przychodza, mecza, odchodza,
wiekszosc rozplywa sie wraz z kolejnym piwem.
Dwie zostaja; co ja tu robie i kiedy Cie zobacze.