Komentarze: 1
Trzymam w ręku długi miecz,
opieram go o zbroje.
Na tarczy ziewa złoty smok,
nigdy nienajedzony.
Spod hełmu ciurkiem spływa pot,
omija struga oczy.
I cały dzień przed siebie iść,
lecz noc nas nie zaskoczy.
Choć wiele mil przed sobą mam,
tak wiele pozostało.
Gdy burze, wichry, w oczy piach,
nas bezmiar losu trzyma.
Lecz pocóż mi ten wierny miecz,
gdy trawi mnie choroba.
Do walki wszak stworzony jest,
lecz z namacalnym wrogiem.
Nim bitwy kurz w połaciu pól
na dobre się roztoczy.
Podejdzie wnet od tyłu śmierć,
by rychle mnie zaskoczyć.
Tysiące zbrój choć trzeszczą wraz,
i setki słychać kopyt,
wśród tłumu ludzi jestem sam
i zdycham tu powoli.
Lecz cóż zostaje teraz nam,
i tak kiedyś umżemy.
Kiedy oddamy dusze swą
- sami decydujemy...