Komentarze: 2
Niema to jak wkopać się w obietnice (a obietnicy zawsze trzeba dotrzymac) ...
Obiecalem kumplowi, ze pomoge mu sciagnac Ogara do domu ...
On jechal na Ws-ce, a ja mialem jechac za nim na ogarynie (niesprawnej oczywiscie).
Jak dojechalismy na miejsce, to okazalo sie, ze ogorek nie ma hamulcow (ani przod, ani tyl) i korewskie luzy na kierownicy ... Coz , no jakby to powiedziec ... padlina. Po pewnym czasie udalo sie zrobic Rafalkowi przedni hamulec, ktory dzialal jakby chcial a nie mogl ... Powiedzialem Rafalkowi, ze juz mam po co zyc. Na co on spytal sie mnie, czy juz nie pamietam jakie to sie numery odstawialo. Ja powiedzialem, ze troche sie zmienilem, na co on, ze dziewczyna to nie wszystko, zyje sie po to, by moc robic takie numery ...
Jeszcze jakis czas temu zgodzilbym sie z nim, ale przeciez obiecalem, ze bede na siebie uwazal (zarowno Ani, jak i samemu sobie) ... Dalem slowo, to i musze go dotrzymac ... i znowu konflikt, Rafalowi tez dalem slowo ...
Ostatnie prace zabezpieczania czesci ogaryny przed zgubieniem po drodze i ... I zaczelo padac ...
Zesz w morde ... pomyslalem sobie, ze gozej bedzie mi sie hamowalo przy uzyciu butow ...
Papieros, zeby sie "mniej bac" i w droge ...
Pierwsze szarpniecie i jedziemy. Od razu zauwaylem, ze znosi mnie w lewa strone i musze wkladac nieco sily w kierownice, by go prostowac ... Dobra, najpierw po woli, Zarzewska jest calkiem dluga... i dziurawa !
Jak wpadlem w szereg dziur polaczonych w jedna aglomeracje, to musialem niezle walczyc o przetrwanie ...
Dojechalismy do Przybyszewskiego, duzo czasu zajelo nam wlaczenie sie do ruchu. Jakos poszlo, a ten pacan zasuwa z 50 km/h, myslalem, ze mu leb urwe jak dojedziemy. Skret w Przedzalniana i juz mozna powiedziec, ze wyczulem padline, nie balem sie tak jak na poczatku, tylko wszystko mi do okola przeszkadzalo ... i cholerne luzy na kierownicy i deszcz, ktory wpadal mi prosto do oczu, to ze caly czas musialem walczyc o ot, by sie nie wpieprzyc na pas przeciwny, a najbardziej przeszkadzal mi brak hamulca noznego i to, ze czasami musialem pomagac sobie butami. Dojezdzamy do wiaduktu na Tramwajowej, a ten debil zasuwa ponad 40 (niech go szlak). Cholerne dziury a ten chrzaniny pierdziped ma (ma?) resorowanie jak rower i do tego cholerne luzy na lozysku wianuszkowym kierownicy ... ech.
Wytrzaslo, wytrzaslo i przejechalem, skret w Narutowicza i juz w domku ...
Dobralo sie dwuch debili, ktorzy nie maja co robic :D
Padalo dalej, wstawilismy kiepa do garazu, wpakowalismysie na "beczadlo" i mokrzy pojechalismuy w dwojke na stacje po browary i zalac karnister benzyna ... Puzniej przy piwku majstrowalismy do 23ciej przy kiepoogarze, ktory dzisiaj juz calkiem ladnie pracuje .